Od kanapowca do Trailowca

Od kanapowca do Trailowca

thumb18_9162163Wszystko zaczyna się bardzo niewinnie. Będąc już zmęczonym codziennością, podnosimy się z kanapy, aby spróbować marszobiegu, dochodzimy poprzez trucht do biegania. Przeżywamy start w pierwszych zawodach, bo ktoś nas akurat namówił. Jest świetna atmosfera, dobrze się bawimy. Przybiegamy na metę zmęczeni, ale zadowoleni. I znowu coś się dzieje. Medale, folia, izotonik czujemy się docenieni i już nie możemy się doczekać kolejnego startu. Trenujemy, biegamy bawimy się tym. Po jakimś czasie przebiegamy półmaraton, i myślimy „ach, jakie to wspaniałe uczucie”, „jakie to bieganie w ogóle jest fascynujące”. I tak wpadamy w całe to biegowe szaleństwo.

No i jesteśmy uzależnieni. Zmieniamy tryb życia na wersję sport. Coraz bardziej wchodzimy w świat biegaczbiegowy. Zmieniamy znajomych, stają się nimi z reguły ludzie poznani na ścieżkach biegowych. Układamy dni pod treningi i spotania z nowymi przyjaciółmi. Czytamy książki biegowe, poznajemy świat sławnych wielkich biegaczy. Dostajemy nowego kopa do działania. Zaczynamy się zdrowo odżywiać i naprawdę stajemy się biegaczami. W końcu jesteśmy gotowi na pierwszy maraton. Startujemy pierwszy raz w tak wielkim i poważnym biegu. Było to nasze marzenie, które w końcu się spełnia. Łamiemy 4h i jesteśmy bardzo zadowoleni. Dalej kolejne biegi, maratony.

I coś w nas się łamie. Wpadamy w rutynę i biegową nudę. Nic nowego się nie dzieje, wszystko już znamy. Szukamy czegoś nowego. I dowiadujemy się, że można więcej i ciężej. Czyli? Chcemy spróbować swoich sił w biegu ultra. Nie wiemy czego się spodziewać, ale chcemy poznać coś innego. I na nowo odnajdujemy miłość do biegania.

Dlaczego? Bo biegi ultra to naprawdę spore wyzwanie. Pokonanie ciągiem biegu ultra, czyli każdego dystansu powyżej maratońskiego to nie lada gratka dla doświadczonego biegacza. Wchodzimy w bardzo zamknięty świat biegaczy ultra. Poznajemy granicę własnych możliwości, doświadczamy stanu, który zawsze wydawał się ponad nasze możliwości. Było to coś nieosiągalnego, a teraz biegniemy pośrodku drzew polną drogą przed siebie. Pomino braku sił pokonujemy kolejne wzniesienia, błoto, dziesiatki kilometrów. Dopadają nas skurcze, bolączki, a nawet nudności, ale nie poddajemy się. Podejęliśmy walkę i doprowadzimy ją do końca.

10425165_751646134877574_4764439636443839587_n

I meta, to już koniec. Miejsce do którego dążymy od kilkudziesięciu kilometrów. W końcu możemy dać upust zmęczeniu, odetchnąć z ulgą. Szczęście przychodzi chwilę później. Dochodzi do nas, że dokonaliśmy czegoś wielkiego, pokonaliśmy własne bariery

i jesteśmy właśnie tam gdzie chcemy. Niektórzy nazywają to catharsis, oczyszczeniem, inni błogością.

Zapytasz co jest dalej? Jeszcze nie wiem. Ale jak będę o krok dalej to na pewno się z Wami tym podzielę! 🙂

Łemkowyna