27. Bieg Powstania Warszawskiego- Relacja

XXVII Bieg Powstania Warszawskiego- Szczególny i niezwykły bieg, cieszący się wielką popularnością nie tylko wśród Warszawiaków. Każdy z nas- uczestników chciał uczcić rocznicę walk, które odbywały się 73 lata wcześniej w Warszawie. Bieg co roku ściąga mnóstwo biegaczy. Tak też było i w tym roku. Lista biegaczy bardzo szybko się zapełniła, a zapisy zakończyły się znacznie przed czasem.

Do wyboru były 2 dystanse- 5 oraz 10 kilometrów. Wybrałem ten dłuższy. Bieg miał za zadanie sprawdzenie formy i pokazanie w którym jestem miejscu w przygotowaniach do sezonu jesiennego. Dwa założenia: Czas poniżej 37 minut i miejsce w najlepszej 50. Był to dla mnie pierwszy start od

Na start przybyłem ze znacznym wyprzedzeniem, aby poczuć wyjątkową atmosferę biegu. Tłum ponad 11 tysięcy biegaczy, ubranych w większości w te same koszulki w wojskowym kolorze z biało-czerwonymi opaskami na ramieniu. To robi wrażenie!
Najpierw pożegnaliśmy biegaczy na 5km, których start zaplanowany był na godzinę 20. Wtedy zacząłem rozgrzewkę i przygotowania do swojego biegu. Pogoda jak na lipcowy wieczór nie była najgorsza do biegania. Przy barierkach zgromadziło się mnóstwo kibiców, którzy również chcieli poczuć tę atmosferę.

Po odśpiewaniu Mazurka Dąbrowskiego i klasycznym odliczaniu ruszyliśmy na trasę. Zacząłem znacznie szybciej niż planowałem. Wiedziałem, że Dominika Stelmach z Hubertem mają w planach łamanie 35 minut, więc postanowiłem biec razem z nimi i trzymać się za ich plecami. Tempo niestety okazało się dla mnie zbyt wysokie i na czwartym kilometrze musiałem zweryfikować prędkość biegu.

Biegłem wtedy bark w bark z jakimś „starszym Panem”, który strasznie dyszał i oddychał w bardzo specyficzny sposób. Biegnąc koło siebie nie było okazji spojrzeć na siebie. Pamiętam, że zastanawiałem się, ile jeszcze wytrzyma takim tempem, skoro już na 4 kilometrze sapie, jakby zaraz miał wyzionąć ducha. 200 metrów dalej usłyszałem, jak kobieta stojąca przy trasie i dopingująca biegaczy krzyczy: „Brawo panie Robercie Korzeniowski, brawo”. Wtedy już wiedziałem, kto biegnie obok mnie, a wiara w tego „starszego Pana”, jak go wcześniej nazwałem, szybko wróciła. Nie odjęło mi to jednak wiary, że mogę pokonać wielokrotnego mistrza olimpijskiego, świata i Europy.

Kolejne kilometry to walka samego z sobą o utrzymanie wysokiego tempa. Bieg prowadził przez kilometrowy tunel na Wisłostradzie w którym z głośników wydobywały się odgłosy powstańczych walk. Organizatorzy zadbali w tym miejscu o cyrkulację powietrza, włączając wszystkie wiatraki. Tworzyły one nie mały wiatr i opór powietrza. Tempo spadło o kilkanaście sekund, które tam straciłem przez niekorzystne warunki. Na szczęście za tunelem szybko wróciłem do swojego tempa. Na kilku ostatnich kilometrach rozegrałem zwycięską walkę ze sobą i swoimi słabościami. Walkę z głową, ciałem i psychiką o utrzymanie wysokiego tempa do samego końca. Ostatnia prosta to spory podbieg do ulicy Konwiktorskiej, gdzie znajdowała się meta.

Bieg ukończyłem na 38 miejscu z czasem 36m 10s. Zatem wszystko poszło zgodnie z planem, a założenia zostały spełnione. Co więcej pokonałem Roberta Korzeniowskiego o 32 sekundy ! Jestem zadowolony z wyniku, z biegu, z tego, że treningi przynoszą zamierzone efekty i zgodnie z planem idę do przodu. Mam jeszcze trochę czasu na przygotowania do najważniejszych startów w sezonie. Teraz tylko ciężki trening i może być na prawdę dobrze. Trasa do łatwych nie należała, ale sprawdziany trzeba wykonywać właśnie w trudnych warunkach, bo nigdy nie wiadomo jakie warunki nas spotkają na docelowej imprezie.
Bieg Powstania Warszawskiego ukończyłem po raz drugi i jestem pewny, że jeszcze nie raz będę miał możliwość w nim uczestniczyć.