Pacemakerowa przygoda na maratonie

image1Kiedyś dawno temu, gdy była jeszcze zima, jak każdy biegacz zastanawiałem się nad zbliżającym się sezonem. Wiele planów, marzeń i możliwości. Jednym z tematów był start w maratonie. Jako, że dystans maratoński pokonywałem od 18 roku życia (czyli minimalnego wieku dla tego dystansu) co roku, chciałem zrobić to, także w nowym sezonie. Wtedy padł pomysł, żeby zostać pacemakerem, lub inaczej zającem. Jest to osoba, której zadaniem jest biec i prowadzić grupę biegaczy na określony czas do mety. Skontaktowałem się w tej sprawie z organizatorami Cracovia Maraton. Mam do tego biegu wielki sentyment, startowałem w nim już wcześniej trzykrotnie.
Otrzymałem grupę do prowadzenia na czas 4:00. Co prawda nie był to dla mnie zbyt wygórowany czas, ale tu liczy się dobra zabawa, świetni ludzie i niepowtarzalna atmosfera starego miasta.

Przyjechałem do Krakowa w piątek wieczorem, aby kolejnego dnia odebrać pakiet startowy. Niestety nie był on satysfakcjonujący- koszulka, numer startowy, talon na makaron i to wszystko. Biorąc pod uwagę skalę imprezy oraz ilość sponsorów, wielkość pakietu była zaskoczeniem. Expo zostało jak co roku zorganizowane na stadionie Wisły Kraków. Daje to możliwość spotkania się z markami, sprawdzenia co nowego słychać w świecie biegowym. Zaopatrzyłem się w opaskę z podziałem czasu na kilometry dla 4:00, żeby móc w każdej chwili kontrolować czy jestem w dobrym miejscu o dobrej porze.

Start maratonu był zaplanowany na godzinę 9. Jako pacemaker na płycie rynku zameldowałem się już o 7:30 na odprawę i odbiór baloników. Pomimo niekorzystnych prognoz pogody na ten dzień, świeciło słońce, ale było chłodno, więc pogoda sprzyjała biegaczom. Chwilę przed dziewiątą każdy z nas był już ustawiony w swoim sektorze. Zgodnie z deklaracją podczas zapisów prowadziłem jedną z liczniejszych grup, liczyła sobie przeszło 600osób. Jeszcze tylko odliczanie 10, 9, 8.. 3, 2, 1 Start! I ponad 6000 biegaczy wyruszyło na trasę 14 Cracovia Maraton. Pierwsze kilka kilometrów biegliśmy spokojnie. Było to wymuszone dogrzaniem wszystkich mięśni oraz tym, żeby się nie zadeptać.

_DSC4613

Biegłem, ciągle poznając z nowych ludzi. Dla jednych to był maratoński debiut, dla innych kolejny maraton z rzędu. Rozmawialiśmy głównie o bieganiu, dzieliliśmy się swoim doświadczeniem i planami na przyszłość. Przez te 4h ciągłego biegu, zdołałem poznać co najmniej kilka ciekawych historii biegowych. Nie zapominałem jednak o moim głównym zadaniu: ciągła kontrola czasu i tempa. Wszystko było z góry wcześniej ustalone, biegnę w równym tempie po 5:40 na kilometr. Na trasie było mnóstwo kibiców, znajomych, którzy krzyczeli, dopingowali. W specjalnie zorganizowanych strefach kibica można było usłyszeć muzykę śpiewaną na żywo, bębniarzy lub głośno krzyczącą sporą grupę Night Runners!

Biegł z Nami batman, duch, krakowiak, królowa, bosy biegacz. Ile ludzi tyle pomysłów na zabawę. Ale maraton to nie tylko zabawa. Ksiądz, który również pokonał 42km, zdążył w tym czasie wyspowiadać 6 osób! Da się?!

image2Biegliśmy w równym tempie w świetnej atmosferze. Czas i kilometry leciały jeden za drugim. Nie wiedzieć kiedy to zleciało i zaczęliśmy zbliżać się do mety. I tu dopiero poczułem na czym polega rola pacemakera. Z osoby dyktującej tempo stałem się trenerem i motywatorem. Podnosiłem na duchu, dodawałem sił, zmuszałem maszerujących do biegu. Krzyczałem i mówiłem, że dadzą radę, że nie mogą się już poddać. Na ich twarzach pojawiał się grymas, ale wiary w oczach nie brakowało.

Dobiegliśmy do mety z czasem 3:59:26. Biegacze dziękowali z uśmiechem na ustach. A ja.. ja byłem mega szczęśliwy i dumny z nich! Cudowne uczucie.
Myślę, że jeszcze nie raz stanę na starcie z balonikami nad głową, aby pomóc innym w pokonaniu samych siebie! 🙂