49. TCS New York City Marathon 2019
Na dwa tygodnie po bardzo udanym maratonie w Amsterdamie, zaplanowałem udział w New York Marathon. Start potraktowałem jako nagrodę za cały sezon i spełnienie swoich marzeń. Nadrzędnym celem była dobra zabawa i czerpanie przyjemności z biegu.
31.10 – Wylot do Nowego Jorku
Do Nowego Jorku lecieliśmy American Airlines z przesiadką w Londynie.
Pierwszy raz w życiu udało mi się dwa razy wsiąść do samolotu po zamknięciu boardingu. Na Okęciu mnóstwo czasu zeszło nam z nadaniem bagażu rejestrowanego, natomiast na Heathrow lekko zabalowaliśmy na piwku. Na szczęście się udało!
Jako że nigdy wcześniej nie leciałem do Stanów, samolot zrobił na mnie wielkie wrażenie. Ogromny, dzisięciorzędowy samolot z dotykowymi ekranami. Woow! W pakiecie słuchawki, poduszka, koc i całkiem niezłe dwa posiłki.
Dzięki różnicy czasowej, po przybyciu na miejsce, mieliśmy jeszcze sporo czasu na wieczorny spacer po Nowym Jorku!
1.11- Expo, pakiet startowy, NBA
Rano udaliśmy się po odbiór pakietów startowych i na expo.
Numery startowe odebraliśmy bez żadnego problemu, a w pakiecie otrzymaliśmy całkiem fajny longsleeve New Balance’a. Na samym expo spędziliśmy kilka godzin. Chyba pierwszy raz kupiłem coś na expo, ale jak już jest się na New York Marathon, to grzechem byłoby wrócić bez niczego 🙂
Wieczorem udało nam się zdobyć bilety na mecz NBA: Brooklyn Nets vs Houston Rockets. Nie jestem wielkim fanem koszykówki, ale jeśli jest możliwość zobaczenia na żywo najlepszej ligi koszykówki na świecie, to trzeba to wykorzystać! Polecam 🙂
2.11- Mistrzostwa USA na 5km
Z samego rana udaliśmy się do Central Parku zobaczyć najlepszych biegaczy z USA. Dzień przed New York Marathon odbywały się mistrzostwa Stanów Zjednoczonych na 5km. Czas zwycięzcy to 13:48. Kosmos!
Reszta dnia to zakupy, spacerowanie, zwiedzanie.
3.11- 49. TCS New York City Marathon
Pobudka z samego rana i już po 6, siedzieliśmy w autokarze, który zawiózł nas do miasteczka maratonu. Podróż trwała około godziny, ale trzeba być wcześniej, ponieważ most, którym się dojeżdża, jest zamykany i następnie odbywa się nim bieg.
Do miasteczka mogą wejść tylko biegacze z numerami startowymi, a przed wejściem odbywa się kontrola jak na lotnisku. Strefa jest ogromna. W końcu musi pomieścić ponad 50 000 biegaczy! Niesamowite. Znajdziemy tam kawę, herbatę, ciasteczka, a nawet ogrzewacze do rąk czy czapki, żeby nie zmarznąć.
Start mojej grupy przewidziany był na 9:40. Do tego czasu grzaliśmy się w słońcu, przy gorącej herbacie i ogrzewaczach w dłoniach. Następnie wpuszczono nas do swojej strefy, skąd po 9 udaliśmy się na start. W strefie startu były tysiące osób. Start odbywa się dwoma poziomami mostu na wszystkich pasach ruchu. Jeszcze tylko wystrzał z armaty i Start!
Start New York Marathon!
New York Marathon postanowiłem przebiec wspólnie z Kubą, który debiutował na tym dystansie. Pierwsze dwa kilometry biegliśmy w wielkim tłumie, spokojnie wyprzedzając innych uczestników. Tempo oczywiście znacznie wolniejsze niż zakładane (pierwszy kilometr 5:00/km), ale to dopiero rozgrzewka.
Ze względów bezpieczeństwa, podczas maratonu obowiązuje zasada braku kibiców na mostach, więc pierwsze kilometry pokonywaliśmy w ciszy. Dopiero po zbiegu z mostu zaczęła się wrzawa, która nie cichnie do kolejnego mostu.
Biegliśmy razem z Kubą z boku, wyprzedzając innych biegaczy i zbijając piątki z kibicami. Cały czas kontrolowaliśmy tempo.
Wspólnie zameldowaliśmy się na 10km na Brooklynie po 43min 19sek. Tempo wolniejsze niż na połamanie 3h, ale jeszcze 32km przed nami.
Tempo było bardzo zmienne. Kilometry wpadały po 4:05 jak i po 4:17, w zależności od ukształtowania terenu. Ponieważ słońce tego dnia operowało dość mocno, regularnie uzupełnialiśmy wodę i Gatorade.
Jako, że pierwszy raz w życiu biegłem z telefonem to przez brak doświadczenia, mój iphone runął na asfalt na 16km. Musiałem się nagle zatrzymać do zera i wrócić się po niego. Na szczęście nikt na nim nie stanął! 🙂
Za granicą zawsze warto startować w ciuchach z napisem Polska. Gwarantuje to wielu kibiców i wsparcie Polaków. Dzięki temu, że biegłem w stroju reprezentacji Polski co chwilę, jakiś kibic krzyczał „Polska!. Kiedy wbiegliśmy do polskiej dzielnicy Greenpoint, zapanowała wielka wrzawa i otrzymaliśmy ogromną dawkę motywacji i wsparcia. Nigdy jeszcze czegoś takiego nie przeżyłem!
Połowa za nami..
Kilometry na trasie nie są oznaczone co 1km tak jak w Polsce. Na trasie oznaczone są wszystkie mile i kilometry co 5. Niestety jakoś przegapiłem połówkę, która znajdowała się na moście Pułaskiego. Półmaraton pokonaliśmy w 1:30:11.. czyli idealnie na połamanie 3h taktyką negative split.
Kolejne kilka kilometrów trasy przebiega przez dzielnicę Queens, aż do mostu Queensboro, który rozpoczyna się podbiegiem, a most ciągnie się przez około 2km.
Zbiegając z mostu, już wiedziałem, że nie dam rady złamać 3h w New York Marathon. Brak treningów przez ostatni miesiąc, niewystarczająca regeneracja po maratonie w Amsterdamie i ból w okolicy achillesa, nie pozwoliły mi kontynuować biegu w średnim tempie 4:16/km. Powiedziałem więc do Kuby, że jest na świetnej drodze do złamania 3h w maratońskim debiucie i że od teraz (27km) będzie musiał już walczyć sam, ponieważ ja nie utrzymam dalej naszego tempa. I tutaj nasze drogi się rozeszły, a Kuba powoli oddalał się z zasięgu wzroku.
Prawdziwa maratońska ściana..
Na trzydziestym kilometrze zameldowałem się po 2:08:16, mając tylko 16 sekund straty do złamania 3h. Niestety tutaj zaczęła się moja ściana i tempo spadło poniżej 4:20. Od 35km tempo spadło już zupełnie, a ja ledwo toczyłem się do mety. Zaliczyłem najwolniejszy, trzydziesty ósmy kilometr w równe 5:00/km. Nawet biegi regeneracyjne biegam szybciej!
I tak oto cierpiałem, zaciskałem zęby i walczyłem o każdy kilometr. Ostatni raz, kiedy maraton tak bardzo bolał był 2014 rok, kiedy brakło mi kilku sekund do złamania 4h. Maraton zawsze zweryfikuje, pokaże każde niedociągnięcie i wykorzysta wszystkie słabości.
Na ostatnich kilometrach w Central Parku otrzymałem mega wsparcie od polaka, którego poznałem dzień wcześniej (Dzięki Adam Tyszuk!) i powoli zbliżałem się do mety.
Meta New York Marathon!
Metę osiągnąłem w 3:04:49! Odebrałem medal, worek z jedzeniem i po bardzo długim spacerze, który ciągnął się w nieskończoność, otrzymałem swój worek z depozytu i udałem się w drogę do hotelu.
Kuba złamał w debiucie 3h z wynikiem 2:59:02! Mega gratulacje! Relacje Kuby możecie przeczytać na Bieganie.pl: 19 KIBICÓW NA UCZESTNIKA – NYC MARATHON OD (HELL’S) KITCHEN
Niesamowite jest to, że idąc ulicą z medalem na piersi, zaczepiają Cię przechodnie, gratulują, pytają o wynik! Wow. W Polsce to najwyżej Cię wyklną za blokowanie miasta.
Moje marzenie zostało spełnione! Był to największy maraton na świecie z milionami kibiców i tysiącami biegaczy. No i mój pierwszy, kiedy celem nie był wynik, a dobra zabawa 🙂
4.11- Medal monday
W Nowym Jorku ten dzień nosi nazwę „Medal monday”, który polega na tym, że maratończycy chodzą z medalami cały, a wszyscy na około im gratulują. Świetny pomysł!
Dawno dzień po maratonie, chodzenie nie sprawiało mi takiej trudności. Mimo tego udało się tego dnia jeszcze trochę pozwiedzać: World Trade Center, Joker Stairs i kolejny mecz NBA, tym razem Brooklyn Nets podejmowało New Orleans Pelicans.
5.11- Powrót do domu
To już ostatni dzień w Nowym Jorku. Ostatnie zakupy, spacer, przejazd na lotnisko i powrót do domu.
Podsumowanie New York Marathon
Bardzo się cieszę, że mogłem spełnić swoje wielkie marzenie i wziąć udział w New York Marathon. Bez napinki, bez ciśnienia mogłem bawić się i czerpać wspaniałą atmosferę tego wydarzenia. Do tego sam Nowy Jork zrobił na mnie ogromne wrażenie. Zupełnie inna mentalność i podejście do życia. Jeśli tylko masz możliwość, to nie wahaj się spełniać swoje marzenia! A jeśli podobnie jak ja, marzysz o maratonie w Nowym Jorku, to bardzo polecam!
Zobacz także: 44. TCS Amsterdam Marathon 2019- relacja
Zobacz także: Kopenhaga Półmaraton 2019- relacja