12. PKO Silesia Półmaraton- Relacja

12. PKO Silesia Półmaraton

Po wybraniu startu docelowego, którym będzie 18 PKO Poznań Maraton, postanowiłem pobiec wcześniej półmaraton w ramach sprawdzianu formy i poprawienia życiówki. Optymalny byłby termin 3 tygodnie przed maratonem, ale ten weekend miałem już zarezerwowany na wakacje. Stąd wybór padł na 12 PKO Silesia Półmaraton na 2 tygodnie przed startem docelowym.

Z Warszawy wyjechaliśmy w piątek popołudniu, aby w sobotę rano móc wziąć udział w darmowym biegu towarzyszącym, organizowanym przez RMF FM- Mini Maraton. Był to już kolejny bieg, który pobiegłem razem z Anią. Dystans 4,2km pokonaliśmy w 29 minut.

Rutynowo, jak przed każdymi zawodami wstałem na 3h przed startem, by zjeść śniadanie, spokojnie się zebrać i dojechać na bieg. Koniecznie chciałem być na starcie maratończyków, którzy startowali 1,5h przed moim biegiem. Mnóstwo ludzi, podniosła atmosfera, śląska orkiestra, aż chciałem już biec.. ale najpierw rozgrzewka. Kilka przebieżek, skipów, wizyta w toitoi’u i byłem gotowy do startu. Ustawiłem się w pierwszej linii, wymieniłem kilka spostrzeżeń z zawodnikami, krótkie odliczanie i START!

Cel był jasny, choć nie do końca wierzyłem w to, że uda się złamać barierę godziny i dwudziestu minut. Wiele osób wcześniej ostrzegało mnie przed tą trasą, która jest mocno pagórkowata i nie należy do łatwych.

Pierwszy kilometr spokojnie, byle nie za szybko. Puściłem 20 osób przed siebie, nie chcąc tracić energii na przepychanie się na początku. Chciałem jak najwięcej sił zostawić na trudniejsze odcinki i końcówkę. Pierwszy kilkusetmetrowy, lecz najbardziej stromy podbieg czekał na nas już na drugim kilometrze, który pokonałem w tempie 3:52.

Tempo było bardzo zmienne, każdy kilometr w innym przedziale. Skoki z kilometra na kilometr po 15 sekund różnicy, pierwsze 6 kilometrów wyglądało następująco: 3:43; 3:52; 3:36; 3:53; 3:34; 3:43. Ciężko powiedzieć jaki byłby ten bieg , gdyby trasa wyglądała zupełnie inaczej. Cały ten dystans biegłem za innymi zawodnikami, unikając bezpośredniej walki z wiatrem.

Na szóstym kilometrze doszedłem zawodnika, który zapytał mnie o aktualną życiówkę w półmaratonie. Kiedy powiedziałem, zgodnie z prawdą 1h 29m, usłyszałem „To chyba Pan zaraz umrze..”. I faktycznie tak by się stało, gdybym porwał się na tak szybki początek, będąc przygotowanym na poziomie aktualnej życiówki. Ale tak na szczęście nie było, a kolega tylko dodał mi motywacji do bezpośredniej rywalizacji.

Pierwsze 10km pokonałem w 37m 18s, co przy takiej trasie i dopiero połowie dystansu to bardzo szybko. Ale najgorsze było przede mną, to tu dopiero zaczynał się bieg, zaczynała się walka z samym sobą.

Od ósmego kilometra trasa półmaratonu dołączyła do tej maratońskiej. Cały czas wyprzedzałem i podziwiałem maratończyków, którzy są już na trzydziestym kilometrze! Dodawało mi to energii i motywowało do jeszcze szybszego biegu, skoro oni mogą to ja też!

Pierwszy żel zjadłem na dziesiątym, a kolejny na piętnastym kilometrze. Cały ten dystans przebiegłem trzymając mojego rywala na odległość wzroku. Ciągle wyprzedzałem, spoglądając na kolor numeru startowego, ale to byli maratończycy, nie wyprzedzałem nikogo z półmaratonu.

Największym, prawie dwukilometrowym podbiegiem był szesnasty i siedemnasty kilometr. Tempo spadło do 3:53; 3:59. Nachylenie nie było spore, ale tak długi podbieg dał mi mocno w kość. Na szczęście dobrze zaplanowałem odżywianie i regularnie piłem na każdym punkcie z wodą.

Dopiero na osiemnastym kilometrze dobiegłem do dwóch półmaratończyków. Szybka kalkulacja sił, czy dam radę ich wyprzedzić, zdobyć przewagę i spróbowałem. Kiedy już miałem 50 metrową przewagę złapała mnie kolka. Nie miałem czym oddychać, nie miałem siły, żeby głębiej oddychać. Ale nie złamałem się, przyspieszyłem, to musiało minąć. Dziewiętnasty kilometr po 3:28!! Już niedaleko, tylko ta myśl jeszcze trzymała mnie w biegu.

Dwudziesty pierwszy kilometr, gdzie ten stadion?? Gdzie ten stadion?? Już nie mogłem, ale wciąż trzymałem tempo, wyprzedziłem jeszcze jednego półmaratończyka. Zobaczyłem stadion oraz krzyczącą Anię, dam radę! Wpadłem na płytę stadionu, poczułem zapach świeżego tartanu, spojrzałem się za siebie, przyspieszyłem do 3:20.. ostatnie 200 metrów.. i jest!! 1:18:06 !! Rekord życiowy poprawiony o ponad 11 minut!! Zająłem 8 miejsce OPEN!!

Pogratulowałem innym zawodnikom. Podszedłem do kolegi, który wróżył mi rychłą śmierć. Mówię, że żyję. Był lepszy o 11 sekund, trzymałem go do samego końca, nie odpuściłem.

Odbierałem medal, napój, bułkę i poszedłem szukać Ani pod bramę nr. 5. I tu dopiero zaczęły się schody. Część stadionu była zamknięta, służba informacyjna na każde pytanie odpowiadała „Nie wiem, jestem tu pierwszy raz.”. Dramat! Okrążyłem cały stadion, ludzie szukali swoich bliskich biegaczy, nikt nic nie wie. Panowała okropna dezorganizacja. Żeby dojść do punktu oddalonego o 50metrów musiałem okrążyć cały stadion. Ogromny minus dla organizatorów za to co się działo na stadionie śląskim!

Co do samego stadionu, Rewelacja! Piękny, okazały, nowy! Pierwszy prawdziwy stadion lekkoatletyczny na prawie 55 tysięcy widzów. Mam nadzieję, że wkrótce tu wrócę w roli kibica. 🙂